Błąka się wicher w polu

Błąka się wicher w polu, 

Nie wie, w którą wiać stronę; 

Błąka się w dzikim bolu 

Moje serce zmęczone. 

 

śnieg leży w gęstym borze, 

I pokrywa krwi ślady: 

Tam moje ślubne łoże, 

Tam kochanek mój blady! 

 

Tak długo na mnie czeka! 

Próżno pytam o drogę: 

Droga ciemna, daleka, 

Dotąd trafić nie mogę! 

 

Noc czarna świat otacza, 

Głucho, straszno i ciemno! 

Ktoś płącze, ktoś rozpacza, 

Przy mnie, czy też nade mną. 

 

Mówiono, że to biedna, 

Obłąkana dziewczyna, 

Po polu sama jedna 

żale swoje poczyna. 

 

Lecz nie wiem, kto to taki? 

Bo tak ciemno, jak w grobie; 

Gdy ujrzę krwawe znaki, 

To przypomnę ją sobie! 

 

Nie będę cię rwałą, 

Konwalijko biała, 

Bobyś ty na moją 

Płochość narzekała. 

 

Myślałabyś sobie: 

że to na złość robię; 

Rośnij więc szczęśliwie, 

Gajom ku ozdobie. 

 

Nie mam ja dziś komu 

Kwiaty nieść do domu, 

Nikt mi ich nie wyjmie 

Z włosów po kryjomu. 

 

Nie mam już sąsiada, 

Co kwiaty wykrada,

Zdradziecki to chłopiec, 

Ale słodka zdrada! 

 

Pokąd nie przyjedzie, 

Nic mi się nie wiedzie, 

Bo wciąż o tym myślę 

O młodym sąsiedzie. 

 

I wszystko mnie nudzi, 

Uciekam od ludzi, 

Nawet zrywać kwiaty 

Chętka się nie budzi. 

 

Możesz więc w spokoju 

Rosnąć tu przy zdroju, 

Dziś mi nic nie przyjdzie 

Z kwiecistego stroju. 

 

Lecz gdy wróci luby 

Zawrzeć ze mną śluby, 

Wtedy, konwalijko, 

Już nie ujdziesz zgub