Bolesławowi Prusowi

Niechaj pracownik nie żali się cichy, 

Gdy ziarno myśli wciąż rzucając świeże, 

W oklaskach tłumu i błyskotkach pychy 

za trud swój głośnej zapłaty nie bierze. 

 

Rozgłos i sława przemija tak marnie 

Jak tuman pyłu, którym wicher kręci… 

Choć nagle cały widnokrąg ogarnie, 

Znikając z oczu, znika i z pamięci. 

 

Opada fala uwielbieniem wrząca 

I tych, co w górę wyniosła na sobie, 

Po krótkiej chwili znowu na dół strąca, 

I grzebie żywcem w zapomnienia grobie. 

 

Powoli nawet dźwięk imienia głuchnie – 

Zgłuszą go nowi tłumu ulubieńce – 

I w bezimiennym rozsypią się próchnie 

Oznaki hołdów i laurowe wieńce. 

 

Zginą od prądów chwilowych zawiśli 

Za widmem sławy goniący sztukmistrze, 

Lecz nie zaginie siew szlachetnych myśli 

I nie przepadną natchnienia najczystsze. 

 

Choć pracownika noc otoczy głucha, 

Wyrosną kwiaty na cmentarnej grzędzie 

I nieśmiertelna cząstka jego ducha 

W sercu pokoleń późniejszych żyć będzie. 

 

A nowych czasów dążenia i czyny, 

Co nieświadomie zeń początek wiodą,

Te nie więdnące dając mu wawrzyny, 

Będą dla niego najwyższą nagrodą!