Bóstwo tajemnicze

Na chmurnym szczycie góry 

Kamienne jest oblicze; 

świątyni kryją mury 

To bóstwo tajemnicze. 

 

Składają mu ofiary 

Zastępy wiernych sług – 

Przez dym kadzideł szary 

Poczerniał stary bóg. 

 

Twarz jego skryta w cieniu, 

Przyćmiona wieków pleśnią – 

I stoi tak w milczeniu, 

Wielbiony ludu pieśnią… 

 

Aż nagle… tłum zdziczały 

Pożogę wpada nieść, 

Chce burzyć ołtarz chwały, 

Niweczyć dawną cześć. 

 

Są już w świątyni progu 

T łamią wszelki opór, 

Groził staremu bogu, 

Wstrząsając młot i topór. 

 

Kapłani wznoszą dłonie – 

W ich sercach ból i gniew… 

W świętości swych obronie 

Gotowi przelać krew. 

 

I modły ślą: “O Panie, 

Swej mocy pokaż cud, 

Bluźnierców strąć w otchłanie, 

Niewierny ukarz lud!” 

 

I biorą oręż w ręce… 

Wtem bóstwo na glos rzecze: 

“Ja dziś mój tryumf święcę, 

Więc wy schowajcie miecze! 

 

Nie trzeba mi obrony 

Ani cudownych sił: 

Niech burzy tłum szalony 

Tę postać, którą czcił.

 

Ja pomsty nad winnemi 

Nie daję w dłoń nikomu, 

Nie chcę pomocy ziemi 

I nie chcę niebios gromu. 

 

Niecił wznoszą swoje młoty, 

Rzeźbiony krusząc kształt, 

Gdyż boskiej mej istoty 

Nie zniszczy żaden gwałt. 

 

W minionych wieków ciągu 

Nieraz już ludu złość 

Mściła się na posagu… 

Cierpiałem gwałtów dość. 

 

I nieraz dzikie zgraje 

Wydały mnie pożodze – 

A zawsze większy wstaję, 

Piękniejszy z ruin wschodzę. 

 

Mnie topór nie powali, 

Chociaż rozbija głaz, 

Lecz kształt mój doskonali 

Każdy zadany raz. 

 

Zniszczenie mnie odmładza 

I ogień mnie oczyszcza; 

Padając, moja władza 

Wyrasta silniej z zgliszcza… 

 

I zgina znów kolana 

Przede mną cały lud… 

A ciągła ta przemiana – 

To mój największy cud.”