Dzień wczorajszy

Piotr teraźniejszość wyklina,

Wszyscy gniewają go ludzie:

Gniewa zalotna dziewczyna

I piesek, co szczeka w budzie.

 

Gorszą go nowe kierunki,

Potępia działalność cudzą,

Dzieci na łonie piastunki

Już jego odrazę budzą.

 

Wszędzie zepsucie go ściga,

Próżno sam stoi na straży,

Zwycięża w świecie intryga

Żydów i wolnych mularzy.

 

Zalewa ziemię wokoło

Rozpusty bezwstydny cynizm;

Jak hydra podnosi czoło

Socjalizm i jakobinizm.

 

Znikąd nie widać pociechy,

Więc przepowiada narodom,

Za wszystkie tych czasów grzechy,

Los straszny biblijnych Sodom.

 

“Dawniej – to wspomnieć aż miło –

Nic nie kosztował nas najem,

Wszystko się samo robiło

I życie było, ach, rajem.

 

Podatków nie gniotło brzemię,

A pan spokojnie sprzedawał,

Jeśli nie całą swą ziemię,

Przynajmniej dobry jej kawał.

 

Moralność kwitła na dole…

I niższa narodu warstwa

Kornie znosiła niedolę

Szukając w modłach lekarstwa.

 

Nie było pokusy próżnej,

Każdy się godził z swym stanem:

Kto żebrak, ten żył z jałmużny,

A pan – ten zawsze był panem.

 

Nauki zgubnego jadu

Nikt w dusze ludzkie nie szczepił,

Zepsucia nie było śladu,

Najwyżej – wioskę kto przepił”.

 

Tak się wciąż skarży i zżyma,

I biada poczciwa dusza,

Aż przywdział ubiór pielgrzyma

I w drogę po nocy rusza.

 

Śród nocy – ciemno troszeczkę,

Więc w błocie kosturem grzebie;

Zapalił łojową świeczkę

I pilnie patrzy przed siebie.

 

“Gdzie idziesz? – pytam – człowiecze,

Czy szukasz po nocy czego?”

A on mi z dumą odrzecze:

“Ja szukam dnia wczorajszego”.

 

“Jak sądzę, daleko zajdziesz;

Pospieszaj zatem, jegomość,

A jak wczorajszy dzień znajdziesz,

Przyślij mi pocztą wiadomość”.