Łabędzi śpiew

Łabędzi słyszałem śpiew.

Było to letnim wieczorem:

Przy bladym świetle miesiąca,

W pośrodku płaczących drzew,

Ponad przejrzystym jeziorem,

Stała wybładła i drżąca,

Łabędzi zawodząc śpiew.

 

Na cichej powierzchni fal

Łabędzie pieśni słuchały,

Myśląc, że jeden z ich grona

Przedśmiertny wylewa żal,

Gdyż ona, jak łabędź biały,

Co z pieśnią, zraniony, kona,

Śpiewała wśród cichych fal.

 

Dziś dla niej ostatni dzień,

W którym do śnieżnych słuchaczy

Swobodnie przemawiać może

Wśród serca gwałtownych drżeń,

I głosem śpiewnej rozpaczy

Płynąć po modrym jeziorze,

Żegnając ostatni dzień.

 

Gdyż jutro wykopią grób

Dziewiczej życia piosence,

Pogrzebią sen ideału:

Jutro nastąpi jej ślub,

I zwiążą na zawsze ręce,

 

Bez serc żywszego udziału

W małżeński położą grób.

 

Niemiły weźmie ją mąż –

Tak każą względy rodowe,

I domu wysokie związki –

Te słowa słyszała wciąż…

Więc poddać musiała głowę

Pod cierń mirtowej gałązki,

Pod łańcuch, co włoży mąż.

 

I musi, rzucając dom,

Pójść za nim, jak niewolnica,

Po stracie wszystkich swych marzeń

Ku ciemnym, nieznanym dniom,

Przywołać uśmiech na lica,

Gdy sama, pełna przerażeń,

Porzuca rodzinny dom.

 

I nie wie, jaki jej byt

Zgotuje ręka człowieka,

Którą ma ująć ze łzami;

Czy boleść, rozpacz, lub wstyd,

W ciemnej przyszłości ją czeka?

Czy białych skrzydeł nie splami

Ten nowy, posępny byt?

 

I nie wie, na jaki ląd

Obca ją wola popędzi…

Wie tylko, że bez miłości,

Bez pociech odejdzie stąd

I już wśród białych łabędzi

Nie stanie w dawnej czystości,

Na obcy stąpiwszy ląd.

 

Więc bólem dobyty śpiew

Rzuca, w łabędzia postawie,

Tej rzeszy słuchaczy bratniej

Spod wieńca płaczących drzew;

Ptaki słuchają ciekawie,

Bo wiedzą, że to ostatni,

Prawdziwy łabędzi śpiew!