Podróżni

Przez włoskie wille nad morzem wiszące

Ciągniemy, rzesze senne i cierpiące,

Trochę tu niebios zaczerpnąć – i morza,

Gdy nam przybrakło ojczystego brzegu,

I skargi rzucać w gwiaździste przestworza,

Szukając w gajach oliwnych noclegu.

Gdzie w ciemne groty szafiry się leją

Niebieskim światłem olśniewać podziemie,

Gdzie burze przerwać milczenia nie śmieją

I tylko ptastwo zabłąkane drzemie,

Przyszliśmy – grubą odziani żałobą,

Zazdrościć ciszy tym błękitnym grobom.

Gdzie góry biegną nad zwierciadłem fali

Kąpać się w blasków różowych pogodzie,

Tuśmy, wygnańcy, ojczyzny wołali,

Na pełne morze odbijając łodzie –

A płynąc myślą w mgły przeszłości czarne,

Rwali cyprysy i róże cmentarne.

Witajcie, płynne otchłanie, swym szumem,

Dokończcie dźwięków wydartych westchnieniem!

Wszak w nieskończoność toniem wraz z tym tłumem

Mar zatraconych za zgasłym promieniem,

A nieświadomi wybrzeża, gdzie staniem,

Spoczniem – za nowym czekając świtaniem.