Droga do domu

W mym starym domu, który dawno już spłonął,

do dziś na pewno nie zapomniał o mnie nikt.

I jest w nim półmrok, a za oknem zielono,

i jest w nim cisza, a za oknem ptasi krzyk.

Zapewne rano ktoś rozsuwa kotary,

zapewne słychać w kuchni głosy i brzęk szkła,

a co godzinę biją zegary,

a co wieczora na pianinie ktoś tam gra.

 

W tym moim domu, utraconym Bóg wie kiedy, 

jest dla mnie miejsce na wprost drzwi. 

Kiedyś tam wejdę, aby nigdy więcej nie wyjść, 

i głos znajomy cicho spyta: – Czy to ty? 

Znowu się zwrócą ku mnie dobrze znane twarze, 

znów ktoś jak dawniej powie: – Chodź… 

Tylko ta droga, pod górę i w skwarze… 

Tylko tak trudno, bardzo trudno mi tam dojść…

 

Gdzie jest mój ogród i czy są w nim georginie? 

Czy jeszcze stoi obrośnięty winem mur? 

Czy tak jak dawniej mgły się snują w dolinie, 

a za doliną błękitnieją szczyty gór? 

Wszystko to ujrzę, kiedy furtkę odnajdę 

i łąkę za nią, gdzie się pasie biały koń. 

Po cichu dom swój od ganku zajdę, 

mosiężną klamkę jak przed laty wezmę w dłoń.

Bo w moim domu, utraconym Bóg wie kiedy,

jest dla mnie miejsce na wprost drzwi.

Kiedyś tam wejdę, aby nigdy więcej nie wyjść,

i głos znajomy cicho spyta: – Czy to ty?

Znowu się zwrócą ku mnie dobrze znane twarze,

znów ktoś jak dawniej powie: – Chodź…

Tylko ta droga, pod górę i w skwarze…

Tylko tak trudno, bardzo trudno mi tam dojść…