Kompromitacja wieszcza

SŁOWACKI: Witam!

REDAKTOR: Witam uprzejmie!

SŁOWACKI: Pan jest redaktorem?

REDAKTOR: Ja…

SŁOWACKI: Ten poemat wczoraj machnąłem wieczorem,

Zechciej waszmość zamieścić. Gdy będzie gotowy,

Proszę przesłać egzemplarz jeden okazowy

Mej matce. Honorarium wezmę zaraz w kieszeń.

REDAKTOR: Przepraszam, lecz jak godność?

SŁOWACKI: Kaducznie się spieszę,

Nie mam czasu na żarty!

REDAKTOR: Żarty? Niby z czego?

SŁOWACKI: Że nibyś pan nie poznał mistrza Słowackiego,

Dowcip mierny, lecz niech tam. Teraz płać i kwita.

REDAKTOR: Może nawet zapłacę, lecz niech pan odczyta.

SŁOWACKI: Czyś pan zdrowy?

REDAKTOR: Zupełnie.

SŁOWACKI: Masz przed sobą wieszcza.

REDAKTOR: Pięknie, lecz muszę słyszeć, nim co pozamieszczam,

A zwłaszcza nim zapłacę…

SŁOWACKI: O literaturo!

Jakże nisko upadłaś… Dobrze, słuchaj, ciuro:

Uspokojenie!

REDAKTOR: Tytuł jak w sam raz do prasy.

Zwłaszcza że mamy bardzo niespokojne czasy…

Proszę czytać!

SŁOWACKI: “Jest u nas kolumna w Warszawie,

Na której usiadają podróżne żurawie,

Spotkawszy jej liściane czoło…”

REDAKTOR: Kto tam siada?

SŁOWACKI: Żurawie, a waść niech mi co chwilkę nie wpada!

“Spotkawszy jej liściane czoło wśród obłoka,

Taka zda się odludna…”

REDAKTOR: Toć żuraw nie sroka,

Na kolumnie nie siędzie!

SŁOWACKI: Nie siędzie?

REDAKTOR: Broń Boże!

Choćby nawet chciał usiąść, to nijak nie może,

Siada tylko na stepy, względnie na mokradła!

SŁOWACKI: Ta ptaszyna?

REDAKTOR: Ptaszyna? Jakby panu spadła

Na głowę, to pan życie straciłbyś z tą chwilą.

Wielka jak struś, a waży ze czterdzieści kilo!

SŁOWACKI: To straszne!

REDAKTOR: Żyje w Azji i w części Europy,

Na drzewie też nie siada, bo ma takie stopy,

Że niczego nie może się przyczepić niemi,

I nawet swoje gniazdo buduje na ziemi.

Reasumując…

SŁOWACKI: Oszczędź wstydu i sromoty!

REDAKTOR: Napisz pan, że kolumnę obsiadają koty

lub wrony…

SŁOWACKI: Milcz, bo padnę…

REDAKTOR: Może podać wody?

SŁOWACKI: Dzięki… żegnam…

REDAKTOR: Pan dokąd?

SŁOWACKI: Uczyć się przyrody.