Najgorsza plaga

Człowiek – dziwna to postać i niezmiernie złożona, 

Jakieś stresy, kompleksy prześladują go wciąż… 

Ot, na przykład, powiedzmy – jest tam gdzieś czyjaś żona, 

Z czego wniosek logiczny, że jest również jej mąż.

Zakładamy, że żona to osoba ponętna, 

Mamy na nią ochotę, ona na nas ma też… 

Postać męża natomiast jest nam tu obojętna, 

Bo go wcale nie znamy… (wiemy tylko, że jest) 

Nieprzemożne uczucie budzić się w nas zaczyna, 

Nie ma sił, co by mogły przeciwstawić się mu, 

Już w marzeniu prześliczny nam rysuje się finał, 

Jakieś miłe we dwoje śni się nam randez-vous… 

Już jesteśmy w przededniu! Jużeśmy umówieni! 

Nie możemy wytrzymać pośród ścian, mebli, szyb, 

Wychodzimy na spacer. I – pod niebem jesieni – 

Spotykamy tę panią. A z nią jest jakiś typ. 

Ukłon. Potem rozmowa. Pani czar swój roztacza, 

– Pozwól – mówi – to właśnie jest małżonek mój, Piotr, 

– A to – mówi do Piotra – mój znajomy z Karpacza! 

A ja patrzę na Piotra, i już czuję, że łotr… 

Oko Piotra poczciwe, lico Piotra – zmęczone, 

Jest taki zacny, że tygrys rad by łasił się doń! 

Z uwielbieniem i dumą patrzy, dureń, na żonę, 

A z tak zwanym wylaniem ściska, kretyn, mą dłoń… 

I ja także mu ściskam, zasłoniwszy się maską 

Sympatycznych uśmiechów nie schodzących mi z ust, 

Ale w duchu drętwieję, bowiem czuję już fiasko 

Mojej pięknej przygody… nie zdobędę się, szlus! 

Gdybyż on był zazdrosny! Albo gdyby był wredny! 

Gdyby miał podejrzliwą minę, względnie też złą… 

A on taki poczciwy, taki zacny i biedny, 

Taka dupa nie człowiek, że wprost grzech skrzywdzić go… 

Bracia moi! Nie bójcie się skorpionów ni wężów! 

Narkotyków, cholery, wódek, kaw, ani kart, 

Ale się zidiociałych strzeżcie – błagam was – mężów, 

Bowiem samym wyglądem w falstart zmienią wam start….