Daemones

Zbliża się pora wyznania.

Oto się prawda odsłania

I twoje życie skłamane

Światu ma być pokazane.

Pewnie, że gorzka chwila,

Każdy się przed nią uchyla,

Wstyd pali, kwili sumienie,

Kiedy się zjawiasz na scenie

Przed obojętnym gronem,

Starą tragedią znudzonym.

Doceniam twoją odwagę

I między zalety kładę,

Że wolisz cierpieć widomie,

Niż chować się za ironię.

A zresztą w późnej starości

Widok się nieco uprościł,

Znikły przebrania sute,

Chciałbyś odprawić pokutę,

Krok stawiasz, łydki się trzęsą

I trumny boi się mięso.

 

Pakt nasz dobiega końca.

Nie cofniesz zachodu słońca.

Co obiecane, spełniłeś,

Rzec można, nie darmo żyłeś.

Twoje zebrane dzieła

Sława jęzorem liznęła,

Nagrody, brawa, zaszczyty

Witasz, w grzecznościach ukryty

I brzęk złotego łańcucha

Powinien dodawać ducha.

 

-Niestety, Panowie diabli,

Coćbyście mnie dopadli,

Pożytku dla was niedużo,

Nie nacieszycie się duszą.

Forma mnie zawsze pęta,

Gra wcześnie była zaczęta,

Czy lepszym byłem, czy gorszy,

Na grze mój żywot się kończy,

I z całą moją odwagą

Nie umiem wystąpić nago,

Rytmy i rymy odrzucić, 

Do samej esencji wrócić.

 

Przez mroczne biegłem katedry,

Nieznane siły mnie strzegły

W popiołach, trzasku i dymie.

Karany za to że żyję,

Nosiłem skazę pamięci,

Czerń dodawałem do wierszy.

Ale kim byłem naprawdę,

Nie zdradzą pisania żadne.

Czy w obłok, zmienny i nikły,

Będziecie pakować widły

I za to dręczyć przez wieki,

Że człowiek byłem kaleki?

 

-Źle być, wyznajesz z pokorą,

Nie tym, za kogo nas biorą.

Codziennie rozpacz ukrywać,

Maszkary z twarzy nie zmywać,

I tylko chodzić z nadzieją,

Że ludzie nas nie wyśmieją.

A trwoga twoja największa,

Że zajrzą tobie do wnętrza

I zamiast Sprawiedliwego

Zobaczą wariackie ego,

Które się w jesdnym nie zmienia:

W przyznaniu sobie znaczenia.

 

-Żadnej podświadomości pewno nie miałem.

Bardziej grzeszyłem, nie wiem, duszą czy ciałem?

W psychoanalityczne nie wierzę głębie.

Jeżeli postęp, nic mi po tym postępie.

Po prostu diabli męczą, a wtedy przykro.

Bronię się zamawianiem, jakby modlitwą.

Zamiast spowiedzi, w nocy układam strofy.

Tylko dlatego mądry, że zaściankowy.