Gucio zaczarowany

Między mną i nią był stół, na stole szklanka.

Spierzchnięta skóra jej łokci dotykała lśniącej powierzchni.

W której odbijał się zarys cienia pod pachą.

Kropla potu gęstniała nad falistą wargą.

A przestrzeń między mną i nią dzieliła się nieskończenie,

Hucząca pierzastymi strzałami Eleatów.

Nie wyczerpie jej rok ni sto lat podróży,

Gdybym przewrócił stół, co byśmy spełnili.

Ten akt, nie-akt, bo zawsze potencjalny

Jak zamiar wejścia w drzewo, w wodę, w minerały.

Ale ona też patrzyła na mnie jak na pierścienie Saturna

I wiedziała, że wiem, jak nikt nie dosięga.

Tak stanowiona była człowieczość i tkliwość.