Oczy

Gałąż majową, białą, 

jak chorągiew wezmę do ręki! 

Radośnie, wysoko, śmiało 

moje oczy polecą w błękit! 

 

Zawołają w zielonym dymie 

szumy ciepłe, powiewy modre! 

 

Niebo będzie jak żeńskie imię, 

jak te oczy znajome, niedobre. 

 

Niebo runie na mnie rozpaczą, 

październikiem maj się zamroczy, 

ale słodko, okrutnie popatrzę 

i zwyciężą mnie znów te oczy. 

 

Ja już wiem, że nic nie pomoże. 

Bolą słowa majowe, wonne. 

U stóp gniewnych jak psy się położą 

oczy wierne, oczy bezbronne.