Roki

Wszystko minione, wszystko zapomniane,

tylko na ziemi dym, umarłe chmury,

i nad rzekami z popiołu tlejące

skrzydła i cofa się zatrute słońce,

a potępienia brzask wychodzi z mórz.

 

Wszystko minione, wszystko zapomniane,

więc pora, żebyś ty powstał i biegł,

chociaż ty nie wiesz, gdzie jest cel i brzeg,

ty widzisz tylko, że ogień świat pali.

 

I nienawidzić pora, co kochałeś,

kochać to, co znienawidziłeś,

twarze deptać tych, którzy milczącą

piękność wybrali.

 

Pustką, aleją, wąwozami niemych

– gdzie wiatr na szepty każdy głos zamienia

albo w sen twardy z odrzuconą głową –

iść. Wtedy… Wtedy wszystko we mnie było

krzykiem i wołaniem. Krzykiem i wołaniem

ruń czarnych wiosen rozdzierała mnie.

Dosyć. Dosyć. Nic się przecie nie śniło.

Nikt nic o tobie nie wie. To wiatr tak w drutach dmie.

 

Więc pora. Ja tę ziemię tak kochałem,

jak, nie potrafi nikt w lepszej epoce,

kiedy są dni szczęśliwe i pogodne noce,

kiedy pod łukiem powietrza, pod bramą

obłoków, rośnie to wielkie przymierze

wiary i siły.

 

Teraz ty musisz ciasno oczy mrużyć,

bo góry, miasta i wody się spiętrzą,

to, co przygniecione trwało – naprzód runie,

co naprzód szło – upadnie wstecz.

Tak, tylko ten, co krew od innych miał gorętszą,

Na cwałującym stanie złotym głów tabunie

z krzykiem w dół obróci ostry miecz.

 

Minione, minione, nikt nie pamięta win,

tylko drzewa jak w niebo rzucone kotwice,

stada spływają z gór, zasłały ulice,

kręcą się szprychy, oplata nas dym.