Stwarzanie świata

Niebianie w Biurze Projektów wybuchają śmiechem,

Bo jeden z nich narysował jeża.

Inny, żeby nie zostać w tyle, śpiewaczkę soprano –

Rzęsy, biust, loki, dużo loków.

 

Jest to wspaniała zabawa w oceanie musującej energii,

Wśród klasków, wyładowań zapowiadających elektryczność.

Bulgocą kubły groto-farby, groto-pędzle pracują,

Potężny wir niemalże galaktyk za prawie-oknami

I nie doświadczająca chmur czysta jasność.

 

Dmą w konchy, koziołkują w niby-przestrzeni,

W swoim kraju archetypów, siódmym niebie.

Ziemia już prawie gotowa, jej rzeki błyszczą,

Bory ją porastają, i każde stworzenie z osobna

Czeka na swoją nazwę, i grom przechadza się

Stronami, a stada w trawach nie podnoszą głowy.

 

Wyistoczają się miasta, wąskie ulice,

Nocnik wylewany z okna, bielizna.

I zaraz autostrady na lotnisko,

Pomnik na skrzyżowaniu, park, stadion,

Dla tysięcy kiedy wstają i ryczą: gola!

 

Wynaleźć długość, szerokość, wysokość,

Dwa razy dwa i siłę ciążenia,

To i tak dosyć, a tu jeszcze: majtki

Z koronką, hipopotam, dziób tukana,

Okropnymi zębami jeżący się pas cnoty,

Ryba młot, nisko sklepiony hełm,

No i czas, to jest podział na będzie i było.

 

Gloria, gloria śpiewają istniejące rzeczy.

To słysząc, Mozart siada za piano forte

I komponuje muzykę, która już była gotowa

Wcześniej niż on sam urodził się w Salzburgu.

Gdyby tylko to wszystko trwało. Ale gdzież tam.

Mieni się, mija, krąży w bańce mydlanej

Razem z inwokacją Niebian do śmiertelnych:

 

“O lekkie plemię, jakże się nad tobą nie litować!

Twoje kolorowe szmaty, twoje tańce,

Niby to wyuzdane a tylko żałosne,

Lustra w których zostaje twarz z kolczykami,

Malowane powieki, rzęsy ułudne.

Tak nie mieć nic prócz miłosnego święta!

Jaka słaba obrona przeciw otchłani!”

 

A słońce wschodzi i słońce zachodzi.

A słońce wschodzi i słońce zachodzi.

Kiedy oni biegają, biegają.