To co pisałem

To co pisałem, nagle się wydało

błazeństwem. Znaleźć nie mogłem wyrazów.

Patrzyłem na świat olbrzymi, tętniący,

z łokciami o kamienną poręcz opartymi.

Płynęły rzeki, pruły chmurę żagle,

mdlały zachody. Wszystkie piękne kraje,

wszystkie istoty, których pożądałem,

wzeszły na niebo jak wielkie księżyce.

W te lampy dziwne ruchome wpatrzony,

licząc ich łuki astrologiczne,

szeptałem: świecie, giń, litości, tonę.

Żadna na piękność nie wystarczy mowa.

Widziałem w sobie rozległe doliny

i mogłem stopą brązem uskrzydloną

iść ponad nimi na szczudłach powietrza.

Ale to gasło, noc niespamiętana.