Ten dzień…

ten dzień

w ślepym zaułku

pomiędzy szafką i nocnym stolikiem

lustrem z odbiciem nie mojej białej twarzy

(moja twarz świeci kolorami w radosnym zwierciadle pamięci)

 

ten dzień

w ślepym zaułku urodzony

umrze

na wysokim wniebowstępującym łóżku

 

i w kącie

pomiędzy moim policzkiem

a kreską ust

śpiewając cienkim ptasim głosem

przysiadł wychudły pocałunek

pamięć pocałunku

przywarta na wieczność do moich błękitnawych jak zmierzch ust

 

w ten dzień

w samotnym kącie

pomiędzy nocą – a nieprzebudzeniem

pomiędzy czymś – a nic

pomiędzy nim – a mną

rozegrał się akt 5 –

bez pożegnania – nisko