Do swoich książek

Dokąd się, moja lutni, napierasz skwapliwie?

Chcesz na świat i drukarskiej chciałabyś oliwie

Podać w nielutościwe swoje plotki prasy,

Wzgardziwszy słodkie mego kabinetu wczasy?

Ach, nie wiesz, czego-ć się chce! Różne w ludziach smaki,

I ciebie potka wilkum pewnie niejednaki.

Nie trzeba dymem śmierdzieć, kto się chce do dworu

Udać, jeszcześ ty godna kuchennego szoru:

Jeden, co lepiej pisze, znajdzie w tobie siła,

Co by cierpliwsza głowa jeszcze przekreśliła;

Drugi z zazdrości, która średnie mózgi żywi,

W oczy pochwali, ale z tyłu gębę skrzywi;

Inszy, choć z hipokreńskiej nie pił nigdy bani.

Żeby się coś zdał, czego nie umie, pogani.

Tak, coś ją w ciszy miała, utracisz powagę

I pójdziesz za sukienkę korzeniu na wagę

Albo cię, ważąc konfekt, podścielę na szali

Aptekarz i Szot tobą tabakę podpali,

Albo kiedy krystera czyści brzuch zawarty,

Coraz, co krok do stolca, jednej zbędziesz karty.

Ale ty przecie prosisz łaskawej odprawy,

Tak ci się moje przykrzą kreski i poprawy,

I co go doznać możesz, nie poważasz sromu;

Idź tedy – ale lepiej było siedzieć w domu.