Dwa Widelce

Szły sobie dwa widelce 

Zarozumiałe wielce. 

 

Rzekł jeden: “Widzę woła, 

Wół dwóm nam nie podoła, 

Wół dla mnie nie nowina, 

Bo wół – to wołowina, 

To zwykła sztuka mięsa, 

Co w polu się wałęsa.” 

 

Odrzecze na to drugi: 

“Znam dobrze twe zasługi, 

Ja także, bez przesady, 

Przebijam funt sztufady, 

A ile to już razy 

Kłułem wołowe zrazy, 

Rumsztyki, antrykoty – 

Miałem z tym dość roboty.” 

 

Rzekł pierwszy szczerząc zęby: 

“Ja do niejednej gęby 

Wpychałem polędwicę, 

Czym po dziś dzień się szczycę. 

Wołową pieczeń stale 

Przebijam na trzy cale 

I jestem dosyć mądry, 

By zmóc najtwardsze szpondry.” 

 

Rzekł drugi: “Dość złorzeczeń, 

Wiadomo już, raz pieczeń, 

Raz befsztyk, raz sztufada – 

To świetnie nam się składa, 

Bo z faktów tych wynika, 

Że bijąc przeciwnika 

Kawałek za kawałkiem, 

Pobiliśmy go całkiem!” 

 

A wół kopnięciem nogi 

Zrzucił widelce z drogi 

I wobec późnej pory 

Spać poszedł do obory.