Król i błazen

Był król, co prosto z błota 

Szedł w pałacowe wrota 

I nie wycierał nóg, 

Chociaż je wytrzeć mógł.

Silili się ochmistrze, 

By mieć podłogi czystsze, 

Lecz brud przynosił król 

Z polowań, z łąk i pól.

 

Martwili się dworzanie, 

Że pałac jest w tym stanie, 

Bo nikt już nie miał sił, 

By zmiatać brud i pył.

Podłoga jest ze złota, 

Lecz pełno na niej błota, 

Osiada wszędzie kurz… 

Któż skarci króla, któż?

Wzdychały dworskie damy: 

„Jakżeż powiedzieć mamy – 

Nasz królu, tak a tak… 

Odwagi na to brak”.

 

Radzili ministrowie, 

Kto to królowi powie, 

Lecz każdy z nich się bał: 

A nuż król wpadnie w szał?

Miał błazna król na dworze. 

Raz król był nie w humorze, 

Więc gońca wysłał wnet, 

By błazen zaraz szedł.

I król powiada: „Błaźnie, 

Mam humor zły wyraźnie, 

Coś wesołego mów, 

Chcę słuchać twoich słów!”

 

Popatrzył błazen chytrze: 

„Niech król wpierw nogi wytrze, 

Nie znoszę, gdy jest brud, 

A tu jest brudu w bród”.

Król uniósł w górę palec: 

„A cóż to za zuchwalec!” 

Wtem rozpogodził twarz: 

„Wiesz, błaźnie, rację masz!

Masz rację, kiedy wchodzę, 

Zostawiam na podłodze 

I brud, i pył, i kurz, 

Z tym trzeba skończyć już!

 

Hej, służba! Hej, sprzątaczki! 

Przynoście wycieraczki! 

A kto nie wytrze nóg, 

Nie wpuszczać go przez próg!

Wycierać trzeba nogi, 

Bo brudzą się podłogi, 

Kurz wdziera się do płuc, 

Brudasów każę tłuc!”

I odtąd król ten srogi 

Dbał bardzo o podłogi, 

A gdy przez próg szedł, wprzód 

Wycierał każdy but.

 

Ta bajka jest zmyślona, 

Ale zachęca ona, 

Jak każdy stwierdzić mógł, 

Do wycierania nóg.