Lis i jaskółka

Namówił lis jaskółkę, 

By z nim zawarła spółkę.

„To – rzecze – proste całkiem: 

Mam pola pręt z kawałkiem, 

Coś na nim zasadzimy, 

A przed nadejściem zimy 

Zbierzemy plon pomału, 

Pół na pół do podziału, 

Pani się zna na roli, 

Co z dwojga pani woli, 

Wierzchołki czy korzonki?”

  

„Wyznaję bez obsłonki, 

Że ja wierzchołki wolę”.

Lis szybko pobiegł w pole 

I zasiał pełno marchwi, 

Więc się jaskółka martwi: 

„Plon każdy rolnik zbiera 

I nawet lis przechera 

Na marchwi się bogaci, 

A ja mam kupę naci, 

Po prostu kupę ziółek 

Niezdatnych dla jaskółek. 

Ha, wpadłam, trudna rada, 

Lecz tylko raz się wpada!”

 

A lis już krąży w kółko: 

„Cóż powiesz mi, jaskółko?”

„To powiem, że na zmianę 

Tym razem ja dostanę 

Korzonki. Co pan na to?”

„Ja na to jak na lato, 

Wierzchołki nawet wolę”. 

To rzekłszy pobiegł w pole 

I całą przestrzeń pustą 

Obsadził w mig kapustą.

  

W ostatnim dniu kwartału 

Znów przyszło do podziału: 

Lis wziął kapustę całą, 

Jaskółce zaś zostało 

Pięć wiązek i pół szóstej 

Korzonków od kapusty.

Mówią odtąd jaskółki, 

Że niedobre są spółki.