Orzech

Miał pan rejent ze Zwolenia 

Twardy orzech do zgryzienia,

Nim go rozgryzł do połowy, 

Stracił kieł i ząb trzonowy,

Wreszcie krzyknął: „A to gratka, 

Proszę mi poszukać dziadka!”

Przybiegł dziadek siwiuteńki, 

Twardy orzech wziął do ręki.

 

„Opamiętaj się, człowieku, 

Nie mam zębów od pół wieku, 

Taka sztuka to dla wnuka, 

Niechaj służba go poszuka”.

Wnuk, wiadomo, był siłaczem: 

„Niechaj orzech ten zobaczę”.

Wziął go, włożył między szczęki: 

„Rzeczywiście, nie jest miękki!”

Po upływie pół godziny 

Pot już spływał mu z czupryny.

 

Wreszcie przerwał ciężką pracę: 

„Nie poradzę, zęby stracę, 

Ale znam kowala w mieście, 

Co ten orzech stłucze wreszcie”.

Posłał rejent po kowala, 

A już kowal się przechwala:

„Dla mnie to jest rzecz nienowa, 

Jestem, panie, z Żelechowa, 

A wiadomo, że Żelechów 

Słynie z dziadków do orzechów”.

Huknął kowal wielkim młotem, 

A młot rozpadł się z łoskotem.

 

Jęknął kowal: „Co za orzech, 

Żadna siła go nie zmoże, 

Twardy orzech do zgryzienia, 

Nie poradzę. Do widzenia”.

Poszedł kowal, a tymczasem 

Właśnie szła wiewiórka lasem.

Do pokoju oknem wpadła, 

Orzech zgryzła, jądro zjadła,

 

O czym rejent jak najprędzej 

Spisał akt w ogromnej księdze.