Włos

Pan starosta jadł przy stole, 

Naraz patrzy – włos w rosole. 

Krzyknął więc na cały głos: 

„Chciałbym wiedzieć, czyj to włos! 

Co to jest za zwyczaj taki, 

Żeby w zupie były kłaki? 

Starościno, co chcesz, rób, 

Ja nie jadam takich zup!”

 

Starościna aż pobladła, 

Z przerażenia z krzesła spadła, 

Patrzy w talerz: marny los, 

Rzeczywiście – w zupie włos.

 

Wpadła z krzykiem na kucharza: 

„Że też taka rzecz się zdarza, 

Włos w rosole, ładna rzecz – 

Niech pan sobie idzie precz!”

 

Kucharz zgubił okulary, 

Włożył buty nie do pary, 

Do talerza wetknął nos: 

Rzeczywiście – w zupie włos.

 

Wstyd okropnie starościnie, 

Dowiedziano się w rodzinie, 

Że starosta nie chce jeść, 

Przybiegł wuj i stryj, i teść.

 

Teść przybliżył się do misy 

I powiada: „Jestem łysy, 

Włos na pewno nie jest mój. 

Może wie coś o tym wuj?”

 

Wuj z kieszeni wyjął lupę 

I przez lupę bada zupę: 

„Widzę włos, lecz nie wiem czyj, 

Może zna się na tym stryj”.

 

Stryj przybliżył się do stołu, 

Zajrzał bacznie do rosołu, 

Po czym gwizdnął niby kos: 

„Znam się na tym – to jest włos”.

 

Sprowadzono geometrę, 

Żeby zmierzył centymetrem 

I powiedział wszystkim wprost, 

Co to w zupie jest za włos.

 

Geometra siadł za stołem, 

Mierzył, liczył coś z mozołem, 

Zużył kartek cały stos 

I powiedział: „To jest włos! 

Ja się na tym nie znam, lecz czy 

Nie pomoże sędzia śledczy? 

Węszę tutaj zbrodni ślad, 

Skoro włos do zupy wpadł”.

 

Sędzia śledczy sprawę zbadał 

I powiada: „Trudna rada, 

Muszę w sprawie zabrać głos, 

Proszę państwa, to jest włos”.

 

Wtem ktoś myśl wysunął nową: 

„Trzeba wezwać straż ogniową”. 

Pan starosta zmarszczył twarz: 

„Może być ogniowa straż”.

 

Przyjechali wnet strażacy, 

Raźnie wzięli się do pracy 

I wyjęli z zupy włos: 

Taki to był włosa los!