Anioł

Za życia byłem aniołem; 

Anioł orze – kto inny zbiera. 

Aureolę miałem nad czołem 

Z puli premiera. 

 

Mimo anielskiej dobroci 

Nieraz świerzbiły mnie kości, 

Bo aureola się złoci – 

Każdy zazdrości. 

 

A zresztą ludzie dokoła 

Okropnie są podejrzliwi, 

Gdy który spotka anioła, 

Tylko się dziwi. 

 

Koledzy śmiali się ze mnie, 

Że skrzydła sobie przypiąłem; 

Nikt nie wie, jak nieprzyjemnie 

Być dziś aniołem. 

 

Aż wreszcie pewnej jesieni 

Duch wątłe opuścił ciało. 

Lekarze byli zdziwieni 

Tym, co się stało. 

 

A ja? Znalazłem się w ziemi, 

By się przekwalifikować. 

“Nie będzie – myślałem – źle mi, 

Losie mój, prowadź!” 

 

Drogą przenikań i osmoz, 

Nie znanych dotąd nauce, 

Dostałem się w antykosmos 

I już nie wrócę. 

 

Tu wreszcie znajdę odmianę, 

Tu będę duchem-golasem, 

Kim innym teraz się stanę, 

Tak!… A tymczasem… 

 

Powitał mnie siwy jegomość 

I rzekł: “Z marksizmu to wziąłem: 

‘Niebyt określa świadomość.’ 

Będziesz aniołem!”