Chusta św. Weroniki

Dom mamy bogaty: 

U jodłowej ściany 

Obraz świętej Weroniki 

Na szkle malowany. 

 

Podniesione oczy, 

Wpółotwarte usta, 

A zaś w rękach rozwinięta 

Weroniki chusta. 

 

Chusta niby fartuch 

W kwiatuszki i kropki, 

Jakiem widział na odpuściech 

U niejednej chłopki. 

 

A na samym środku 

Kwiecistej płachciny 

Straszna głowa: Chrystus, Pan nasz, 

Przeokrutnie siny. 

 

W cierniowej koronie 

Okrwawione włosy, 

Z oczu ciężkie łzy Mu płyną 

Jak perliste rosy. 

 

I pot zewsząd cieknie, 

Z policzków i głowy: 

Mówią, że to z trosk nad człekiem 

Ten pot Chrystusowy. 

 

Raz mi się zdarzyło – 

Kto chce, niechaj wzdycha – 

Że mnie ogarnęła 

Taka ludzka pycha: 

 

Z rękami pod głową 

Leżę wyciągnięty 

I rozmyślam, w jakiej nędzy 

Człowiek jest poczęty.

 

Jaka wszystkich trapi 

Niedola i troska 

I że na świat dziś nie zejdzie 

Żadna litość Boska.

 

Pot i pot – to los jest 

Wszelkiego człowieka; 

Każdy gnie się pod swym krzyżem, 

Golgota go czeka. 

 

Jeno że w tej drodze, 

Co na śmierć go woła, 

Nie ma chusty Weroniki 

Dla otarcia czoła. 

 

Ledwlem to pomyślał, 

A z jodłowej ściany 

Schodzi obraz Weroniki 

Na szkle malowany.

 

Zbliżyła się ku mnie 

Litościwa pani 

I swą chustą ściera troskę, 

Która mnie tak rani. 

 

Chłodzi mi policzki, 

Pot zmywa ze skroni 

I w tej drodze ku Golgocie 

Od rozpaczy chroni.