Minął sierpień, minął wrzesień –
znów październik i ta jesień
rozpostarła melancholii mglisty woal…
Nie żałuję letnich dzionków –
róż, poziomek i skowronków,
lecz jednego, jedynego jest mi żal…
Addio, pomidory!
Addio, ulubione!
Słoneczka zachodzące
za mój zimowy stół!
Nadchodzą znów wieczory
sałatki nie jedzonej –
tęsknoty dojmującej
i łzy przełkniętej w pół…
To cóż, że jeść ja będę zupy i tomaty,
gdy pomnę wciąż
wasz świeży miąższ
w te witaminy przebogaty.
Addio, pomidory!
Addio, utracone!
Przez długie złe miesiące
wasz zapach będę czuł.
Owszem – była i dziewczyna,
i miłości pajęczyna,
co oplotła drżący dwukwiat naszych ciał.
Porwał dziewczę zdrady poryw
i zabrała pomidory –
te ostatnie, com schowane przed nią miał.
Addio, pomidory…