Wieża Melancholii

Po morzu jama tylko czerwona pod zamkiem nieżywym

jak na brzuchu wyżartym przez wilki

Po jeźdźcach koni mnóstwo na brzegu kruszą się w popiół niebieskie grzywy

Koni upadających stuk jak bicie zegara odmierza chwilki

 

Okręty miały gdzieś jechać lecz już nie wie nikt

Ich dna półokrągłe czerwone jak usta melancholii

Słońce jak głowa bez oczu obdarta ze skóry jest świt

Niby diabeł o sarnich oczach końcem złotego warkocza piszę o snu mego teorii

 

Z zamku mam widok na wieżę melancholii w białe pasy i czarne

Tam zły żałobne opaski sporządza a anioł dzieciom śnieżną kokardę

To naprzeciw a na ścianie obraz zima

Drzewa sadu jak wariatki wyją sczerniałe z włosem rozwianym

Z rękami mocno do tułowia przyciśniętymi kaftanem słomianym

 

Po salach zamku drogi pajęcze zwisają jak oszronione telegraficzne druty

Wtem jakiś karzeł o oczach tylu że głowa mu się mieni jak żabi skrzek ten karzeł

się waży

Podpalić me złote loki ja nie gaszę lenistwem struty

I tkwię na tronie z trzasku ognia w sali pustej wśród niebieskich witraży