Cięcie

Twarz błazna rozpłaszczona na witrynie 

Podgląda cię, kobiecy manekinie

A od szkarłatu twoich warg

Błazeński poczerwieniał kark

Ukradnie kiedyś nogę ci w zamęcie

Chichocąc albo łkając

Cięcie!

 

Na długim, szarym, wąskim świtu moście

Pół nocy stoją jacyś smutni goście

Czekają tak na pierwszy błysk

A potem głową w dół – bryzg!

To rzeka czarna woła do nich – chcę cię

Łopocą im nogawki

Cięcie!

 

Ta winda, która co dzień zjedziesz na dół

Pewnego dnia opuści ziemski padół

Trzy piętra minie, potem pół

A potem parter, ciągle w dół

Ktoś powie miło, widząc twe napięcie:

Witamy pana w piekle

Cięcie!

 

Odejdźcie, sam zostaną na okręcie

Cięcie!

 

A teraz trzeba dużo, dużo snu

Cięcie!

Przez pół