Sposób

Tak wrażliwy na zapach szpitali i koszar, na nieodwołalność poniżenia

Że powinien bym był spędzić życie w korkowej celi, szczękając

zębami

Od nieznajomych przodków dostałem rozwagę i upór, więc wynalazłem

sposób

Rytmiczne kołysanie słów układanych, powtarzanych na ulicy,

w autobusie, w barach, na drogach

A tym bardziej w półśnie rannych godzin, kiedy świadomość wynurza

się jak diabelska góra

Ale umiałem to robić tylko po polsku, w języku, którego nikt nie

rozumie, chyba twardogłowi zawodowcy stadionu w Wabash albo

Milwaukee

 

I gdybym mógł nie mówić, nie mówiłbym nic, bo nie było mi obojętne

że zwracam się do nikogo.