O matce

Rano tęcza na ścianie odbita z lusterka 

falisty brzęk zegara wydobywa na jaw 

maj się sadem puszystym jak chmura rozćwierkał 

w oknie które granicą jest izby i maja 

 

powiewają tu matki ciemne ciche ręce 

przebywają tęczowy refleks czy wodospad 

nad obrusem ciemnieją ciszej i goręcej 

mimo zmarszczek szept smutny niemyślaną groźbą 

 

matko zbudzony patrzę spod rzęs trawy leżąc 

matko twe siwe oczy płaczą nade mną może wiatr 

jestem tu choć daleko na innym wybrzeżu 

twój ostatni kwiat 

 

tak mało wiesz o synu chodząca wśród gromnic 

tyle że spajam głazy rymów 

tyle że nie mogę zapomnieć 

płomienia dymu 

 

jak nikt inny jesteś pośród ludzi 

mówić cóż mówić drżeć z niemocy słów 

żebyś młoda i piękna w uśmiech mogła wrócić 

znów