Kartofle

Czujesz? Ogniskiem pachną te pogańskie lata, 

Gdy iskrami trzaskały żagwie jałowcowe 

I dym wełnistym kłębem za wiatrem ulatał, 

I marszczyły się z żaru kartofle surowe.

 

Gdy zrudziałą gałęzią, iglastą i suchą,

Huknąć stos w łeb płomienny – jakbyś w ogień cisnął 

Worek żywych chrabąszczy! Takim sykiem prysnął, 

Taką paniczną chmarą iskromiotu buchał.

 

I nigdy tak kartofel podany do stołu

Nie nęcił, jak ten właśnie, z przyswędem i węglem, 

Łapczywie wytrącony patykiem-pocięglem 

Z siwej, gorącej mąki leśnego popiołu.

 

Z dłoni go w dłoń przerzucać! dmuchać, bo gorący! 

Parzy obłuskiwaną spieczoną łupiną!

Tknąć w sól z papierka! wchłonąć w usta chuchające, 

Żeby się na skaczącym języku rozpłynął!

 

Łódkami się przez siwą Pilicę wracało,

Z prądem, wiatrem, pod wieczór, pod zorzę wiśniową, 

W milczeniu, zamyśleniu, z gorejącą głową.

Tak się ogień, popioły i smutek poznało.