Wiatr ją prosi

W dzień jest wietrznie, słonecznie i wrześniowo złociście, 

Nocą wiatr ociemniały suche przewraca liście. 

 

Wiatr śpiewak swe tęsknodie zawodzi triste, triste, 

O, polonezy żalu – szelestne, posuwiste! 

 

Czasem w szyby uderzy rozpaczliwym porywem, 

Jęknie w ramie okiennej przypomnieniem tęskliwem: 

 

‘Rozsyp, rozsyp się liśćmi złocistemi po ziemi, 

Ja tak proszę, tak płaczę pod oknami twojemi’. 

 

Jakieś dzikie pradzieje śpiewa, śpiewa, zamiera, 

U szyb wisi, całuje, do pokoju się wdziera. 

 

Potem płacząc opada, zrozpaczony, zmęczony, 

Zawierusza się w nocy, bijąc korne pokłony… 

 

Ja go słuchać nie mogę, gdy tak błaga i płacze, 

Bo mi bledniesz, bo serce rozdzwonione ci skacze. 

 

Słyszysz? słyszysz? znów szlocha, za oknami znów wzdycha, 

Nie, nie wyjdziesz, zostaniesz… On tam przykląkł, tam czyha… 

 

Runę w noc jego ślepą, w jego płacz uprzykrzony, 

Nożem w ciemność uderzę – i nóż będzie skrwawiony!