Zapach szczęścia

Wtedy paloną kawą pachniało w kredensie

A zimne, świeże mleko, jak lody, wanilią.

Kiedy się, mrużąc oczy, orzeszynę trzęsie,

Po gałęziach w olśnieniu pędzi liści milion.

 

Żywiołem zachłyśnięty, zziajany w rozpędzie,

Ileś pokrzyw posiekał, ile traw stratował!

A kijem obtłukując szyszki i żołędzie

Ileżeś mil po drzewach małpio przecwałował!

 

I wszystko to w ognistej pamięci dziś błyska.

Ciska się małe, szybkie, gorąco, daleko…

I szczęście pachnie kawą. I chłoniesz je z bliska.

A chłód w pokoju sączy waniliowe mleko.