Magdalena

Drobną stopą zdeptawszy syryjskie purpury 

Słuchała nieruchoma, przegięta niedbale 

Owych pieśni śpiewanych ku jej ciała chwale 

W świetlicy obwiedzionej kwiecianymi sznury. 

 

Lecz z jej oczu jak tygrys, co ukrył pazury, 

Już dziki szał, przyczajeń, zrywał się zuchwale 

I ust zniżał dyszące, wilgotne korale, 

I rozpalał łaknących ramion jej marmury. 

 

I blada pod złoconych warkoczy promieniem 

Z piersi, z bioder, szat więzy zerwała i kwiaty… 

 

Lecz nagle przez jutrzniane różowe poświaty 

W jej rozwarte od trwogi i lęku źrenice 

Jak mistyczny krąg światła wejrzy blade lice, 

Krwawe skronie owite cierni obramieniem.