Znużenie (I)

Czerń skrzydeł Twoich kładziesz mi na lica – 

A przez tych skrzydeł okiennicę czarną, 

Miast patrzeć w słońca ulewę pożarną, 

Ja w chłodne srebro patrzę fal księżyca. 

 

Jaki tam spokój i jaka tęsknica! – 

Ponad tą aiemią wystygłą, cmentarną 

Cisza swą lampę roztliwszy ofiarną 

Światłem ją próchen poi i podsyca. 

 

Jaki tam spokój – bez miary – bez końca, 

Siedziba duchów odesłanych z ziemi. 

Duchy, co ziębły wśród powodzi słońca, 

 

Cisze te chłoną oczyma sennemi 

I, zaświatowy czując wiew błękitu, 

Zastygłe, martwe przędą sen niebytu.