Fałsz, zawiść…

Fałsz, zawiść, płaskość, mierność, nikczemność, głupota:

oto rafy, o które łódź moja potrąca,

płynąc przez życia mętne i cuchnące błota

pod niebem zachmurzonym, bez gwiazd i bez słońca.

 

Wiem, że błot nie przepłynę – odrzucam precz wiosła

i przymknąwszy powieki na dnie łodzi leżę,

nie dbając, kędy by mnie mętna woda niosła,

nie dbając, gdzie i jakie czeka mnie wybrzeże?

 

Tak płynę ja, zrodzony od czystego morza,

do purpurowych wschodó, zachodów złoconych,

do gwiazd kroci, orkanu, co gna przez przestworza,

do cisz wielkich i sennych i do wysp zielonych.

 

Tak płynę ja, zrodzony, by słoneczne fale

pruć silnym ruchem ręki leżącej na sterze,

by wiry i wietrzyce roztrącać zuchwale – –

tak płynę i półmartwo na dnie łodzi leżę.