Chore myśli

Są takie zjawy dalekie, odległe

(kartki wydarte z dziecięctwa i wspomnień),

w snad1 gdzieś powstały i teraz nadbiegły ,

żeby się w ciszę wgryźć i wrócić do mnie…

Są takie zjawy dalekie i znane,

które wracają w jaźni odrodzone,

które wracają (i wierzę w nie święcie),

w zmierzchu srebrzysty uwikłane więcierz…

. . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Dni wymyślone w półciemnych pokojach

(drżą ciemną krepą firanki wiejące)

i w szarym pyle zgęstniałego kurzu

tarza się ciemne, zmierzchające słońce…

Pokój jest Stary, cichy, staroświecilj

(wiszą portrety jakichś znanych twarzy,

na których widok serce w piersi tłucze

i których oczy wrzątkiem serce parzą).

Cicho brzęczące stare fortepiany

grają dostojnie, cid1o i powoli,

a po portretach w ścianę wprasowanych

łzy kapią szare…

łzami serce boli…

Pod wieczór świece się palą w lichtarzach,

żółte jak tego dnia (którego? nie wiem)

i ręce, noce witające bledzią,

brodzą po kurzu nieustannym siewie.

Potem przychodzi długi cień po ścianie,

w starym cylindrze gość nieokreślony,

przyjdzie znów bębnić noc na fortepianie

i wstawiać kwiaty japońskie w wazony.