Elegia.

Ojcu

To odwaga – życie wzdycha tak ciężko

w pokoju opustoszałym z myśli

który każdy dzień czyściej

wygładza dla nich ze zmarszczek.

Jest pusto puściej dnia chodzącego bez Ciebie

ulicą obojętną kurzem jak co dzień.

I każdy dzień chodzi aleją przerażeń

i każdy jest jak obcość wybuchająca w codzienność.

Jak przechodzień

mija przyjaźń która odwisła od zdarzeń.

W pociągach pustych od smutku

wypatruję: nie dźwięczysz nadchodzący jak radość.

Odległej – noce których nie wiem.

Czekam: parostatki zielonych dni rzekami wracają

o pokładach wyblakłych jak otchłań

bez Ciebie.

I każdy pokój który już głuchnie jak kroki

jest pełen słów moich nie powiedzianych

rozstrzelanych przez wystrzały okien

i pełen myśli moich nie wybuchłych.

Za oknem

świece wypalonych drzew chłodną

deszcze letnie wybuchają łzami

i słyszę –

muchy roznoszą brzęczenie jak Twoja samotność.