Elegia dziecięca

Na fortecy z białego piasku

bije zegar z kukułką trwogi.

Gdzie mnie wiedziesz, smutku, do laski

przykutego jak do pustej drogi?

Tyle lat to niebo obraca

jak zegara dziecinnego tarcza,

coraz dalej muszę powracać,

kiedy ziemi na drodze nie starcza.

Biorę ptaki zamarzłe do ręki

jak gałązki nieodrosłych wspomnień.

Wybuduję z rzewnych klocków piosenki –

– infantylny piaskowy pomnik.

 

1.Zima

I. Świerkowo rosną jabłka

pod ciszą dziecięcych poduszek.

Oto patrząc na śnieg szklany na ławkach

można w własną uwierzyć duszę.

II. Na rzece rąbią lód –

– kwadraty śliskie jak węgorz.

Oniemiali czekają na cud

przeżegnani drzew czarnych ręką.

A widmo wyrosłe pod strop

przybija nędzą, nadzieję.

Zima. Jakby zamarzły chłop

szukał panny gromnicznej w zawiei.

 

2. Wiosna

Pomnik rzeki prostuje twarz,

z której jasny wychodzi wodnik.

Ryczą statki. To drzewa jak maszt –

– podpalone zielenią pochodnie.

Odtajały ptaki na niebie,

ułożone w czarne konstelacje.

Na przedmieściach ruszają stacje

wraz z pociągiem o wędrownym chlebie.

 

3. Lato

Świętowid klaskał od polan.

Konik wodny w płaski klaskał kamień.

Uchyliłaś sukni zmierzchu od kolan –

Teraz smutek mój w motyla zamień.

O południu pod słońce – domki

stoją w ogniu białego pożaru.

W pylny pejzaż jak obcy Tonkin

przylatują srebrne lutnie komarów.

Oto ptaków pogańskie bożki.

Twarz złocona wyrzeźbiona w dębie.

Ulatują starożytne mity

przemienione w mosiężne gołębie.

 

4. Jesień

Puch brunatny porasta w obłokach,

złoty zodiak płynie z wysoka.

Obracają niedźwiedzie głowy

po powietrza przejrzały owoc.

Idzie zwierząt znużony masyw

jak wyprawy w pastelowe lasy.

Dokąd ptaki jak liście dążą?

Składam oczy księżniczce z brązu.

Świecznik dębu długo płowiał, aż ziścił

hymn grobowy do boga liści.

Przeszedł obłok, śpiew komarzej fletni.

Wyrzucono kwiat paproci na śmietnik.

Epilog

O, zodiaki zwierząt prawdziwych,

kołujecie w mych snach jak echo.

Otom posąg pogański wsród śmiechu

powalony w przydrożne pokrzywy.