Elegia IV

Ach, mówiłbym ci o nocach zbitych gradem jak ptaki,

mówiłbym słowa błędne o drzew tragicznych twarzach,

o latarniach jak świece, gaszonych krepą wiatru…

ach, mógłbym… mógłbym dzień jak oczy spokoju przerażać…

Patrz… noc uderza w martwe akordy cieni,

droga odchodzi w gorzkich łkaniach latarń. –

Jak trudno szczęście w karty papieru zamienić.

Jak trudno w oczach dalekich szukać odbić świata.

Patrz… oczy-smutni pielgrzymi odchodzą drogą –

spłakaną wiatrem, ciężkim, czarnym samobójcą,

można nie szukać gwiazd,

można nie płakać w ogrójcach,

noc można zgasić jednym ruchem dłoni.