Mapa

Po twoich rzekach (rzeki są czarną farbą)

do jakich dżungli drogę jak konia dowiodę?

Takich pejzaży lotnych ręką nie ogarnę,

takie pejzaże są jak niebo rzucone w wodę.

Tam długie karawany, tam niedźwiedzi smutek

skulony w małych namiotach drzew

i oczy zwierząt, oczy jakichś innych niezabudek,

tam każdy śpiew mój – łabędzi śpiew.

Jakże ja tam w suchym blasku lampy

dom zbuduję ostatecznych snów,

w kropkach z tuszu egzotyczne miasta

zaludnione turbanami anielskich głów?

Jakże ja tam (góry są płaskie – to papier)

pójdę w wiolonczele lasów i gór,

szorstki karton do krwi rozdrapię,

kiedy sufit martwy zamiast chmur?

Wydobędę was, sny niedżwiedzie,

i atlantyd owadzi brzęk,

bo mój wieczór to dyliżans, wszystkie lądy przejedzie,

obcy papier rozwiązując jak trudny sen.