Martwa pieśń

Martwa pieśń, przyjaciele, bo gdzie rąk zabrakło,

tam i pieśni nic stało, a żaglom ni tratwom

nie płynąć tam, nie śpiewać młodzieńcom, a starcom

być czymś więcej niż tymi, co znając już – gardzą

popiołem, bo tym łatwo pogardzać, a zdobyć

wstawanie nowym drzewem najłatwiej za grobem.

I któż z was stanie tak sam, bez przyczyny

ponad miłość i proste wyznawanie winy,

ponad tę jeszcze, że tworzyć ci dano

i że przez dzieło twoje sny zmartwychpowstaną?

I cóż? Żeście tak słabi, żeście tylko mali

przez ciała bryły martwe, to stąd tak zuchwali,

że ciało jest wam bogiem, bo zbyt jest oporem,

aby je wolą zrąbać jak kamień toporem?

Bo ciało jest jak zwierzę nieświadome czynu,

gdy je po grzechu gładzić, to wyrasta winą,

to się pnie na kolumny a pochłania ducha

i potem już jest wolne, i steru nie słucha,

i nie boi się czynu żadnego, Za czyny

tylko duch pokutuje krzyżem własnej winy,

a tam już duchów nie ma.

O żalu, o trwogo;

jakaś ty jest — składana nagim z głazu bogom,

jakaś ty jest składana na kopce, gdzie nawet

grób tak jest łzami gorzki, że nie wzrośnie trawą.

A sen wieczny upiory zabitych unosi,

których krzyżów ognistych i krzyż nie uprosi,

i płacz wzniesiony późno nie przywróci bieli

i nie zetrze znamienia z śmiertelnej pościeli.

Martwa pieśń, przyjaciele, jeśli wam nie unieść

ruchu w prawd uczuwanie, nie zobaczyć w łunie.

turkusowych posągów i najśmielszych marzeń,

jeśli wam tylko droga, gdzie zgniecione twarze

pod kołami rozpękłe są jak prochy czynu,

a ogień żądz odwiecznych – koroną wawrzynu.

Jeśli kto jeszcze wierzy w stawanie się czasem,

jeśli kto jeszcze ceni człowieka nad głazem,

o, niech przez wiarę swoją otworzy przemianę

w spętanie, nie pochwałę zbrodni. Niech się stanie

jak mistrz, co siłę gromu zaklina w kształt żywy,

bo wtedy wiary zbraknie – kto wstanie szczęśliwy,

bo jeśli wiary zbraknie w odwrócenie ruchu.

martwa pieśń, przyjaciele – grobowcem na duchu.

martwy sen, przyjaciele, pod kolumną blasku

i popiołu wracanie popiołem – do piasku.