Modlitwa I

Niezdarne ręce, martwe trudy!

I cóż ja pocznę pod tym niebem,

gdzie tłumy głuche, gdzie pożogi

i wyją z lęku głodne ludy?

Nie nakarmiony snem ni chlebem,

jak trup nie pojednany z Bogiem,

cóż ja wam pocznę pod tym niebem?

O, nie nazywaj mnie człowiekiem,

bo mi wstyd krwawy – wzrok wyłupi,

bo mi na czole zbrodni znamię,

z ziemi nie owoc – zaduch trupi

i tylko topór, a nie ramię,

O, nie nazywaj, lepiej powieś

na ustach pieczęć – boże słowo

i jakąś pieśń, a nie grobową,

i jakiś hełm, a nie na głowie.

Zanim jak anioł wyjdę z piekieł,

o, nie nazywaj mnie człowiekiem.

I odbierz ręce te niezdarne,

co i z marmuru krew wyplusną,

i zanim ziemię zedrzesz z powiek

i nim odbijesz mnie jak lustro,

by twarz nie była trumną czarną,

daj, żebym umarł choć jak człowiek,