O wolność

Przebudziły się w nas zwierzęta

i duchy mleczne się budzą.

W dzień podobni jesteśmy złym ludziom,

w noc zwierzętom płonącym w cierpieniu,

to znów bestiom krzyczącym w rui,

to znów cierniom w swych oczach człowieczych:

rozdzielonym, niespokojnym i czułym

ciała ciążą jak twarde rzeczy.

A na niebie chmur bitwa łagodna,

a na ziemi chrzęst kości i stali.

Jakichśmy warg otchłanie całowali,

że ssą nas w grób złe i głodne?

Jak przemierzyć ten lęku obszar,

od bojowisk odedrzeć nieboskłon?

Ludzie źli, ziemia dzika – coraz młodsza

dziecko niedobre, co zabija troską.

Rozerwały się miłości jak korzenie.

Nachmurzone stoją burze – drżąc.

Tylko jeszcze tchem, co idzie z ziemi,

wbiliśmy na oślep harpun rąk,

porwani przez wyjący mroków pożar

jak zwierzęta, co za kratą śnią,

których pragnień żaden czas nie zmoże.