Sam

W pokoju zabitym odległością ze wszech stron

słyszę pustką strzelają pociągi w wiaduktach.

Szeleszczą

dłońmi z szorstkiego sukna

wiatry zamknięte w jałowych milczeniach.

Dalej wieczór zapadły jak nasyp.

Każdym krokiem zmierzchu zostaję odległej

słyszę: najniepotrzebniej

biegnie pies przez nadbrzeżny piasek.

Niedaleko ludzie wplątani w odmienność.

Sprzęty: każdy jak wroga obcość.

Słychać podwórza rozsypane w śmiech chłopców.

Niedaleko:

lato szybuje z kwiatów – bąkiem.

Codzienność która już nie chce ostrzegać i ostrzec

patrzę: dokoła ludzie chodzą – pająki –

– po niewidzialnych niciach swojej odwagi najprostszej.