Ten wiersz jak śmierć jest smutny…

I

Ten wiersz jak śmierć jest smutny

i obojętny jak śmierć.

Szare koty pod światło puszą ostrą sierść.

Żółty lament ulicy. gdzie nie chodzi nikt.

Bije trwoga żaglami o codzienność szyb. 

II

Niebu blaknie za każdym krokiem. Ogień

wydzwania łuny, a wesołe ptaki

są pożegnaniem moim z ludźmi i bogiem.

Ślepnę, tracę drogi, chodzę torem rakiet.

A więc jesień. Dymi miasto, ptaki płyną na ukos,

liście opadłe z czerwonych kominów fabryk.

Po ulicy chodzą umarli, leża skrzydła oderwane krukom,

czeka powóz i w drzwiach martwy lokaj z kandelabrem.

Wojaż toczy powoli drogi wysokich kasztanów.

Upływam w jesień mniejszy z każdym krokiem,

w pola zasianych zjaw w kolumny ma[r]twych peanów,

w obojętność – mijanych – okien

Gdzie powóz drogą odpływa? Szelestem dymi bruk,

0, najsmutniejsza jesieni, w zamęcie znaków i elips

nad pieśnią kołujesz jak kruk.

Jak miłość powierzoną dwóm życiom – rozdzielić?