W górach

Na pokładzie łąki odpływam

w róże nieba – obłoki pełne nadziei

i odpoczywam

w wesołych portach szałasów na halach.

W chmurach-beczkach po gorzkim winie –

słyszę: dudni glos wiatrów bijących się w piersi

i noc ociężała zielenią płynie

w żaglówki ptaków wzdętych miękką ciszą.

Co dzień napinam żagle –

– szyby stopniałych skwarów.

Przez pożółkły parów

szybuję do szczytów zasianych na niebie

szukać poziomek mgławic

skrzydeł zmiażdżonych motyli

zrywać księżyc przejrzały który zasnął w trawie.

Płynę czytać bekowiska jeleni biegnących przez wieczór

i wiosny błękitne i jesień

a widzę gdy czasem

chodzi po halach Bóg – poeta zielonego lasu.