Wędrówki (II)

Kiedy chodzę wieczorem po martwych obłokach

nie ma drogi pode mną i dni które gasną.

Mogę w niebie spłaszczonym jak w kołysce zasnąć

i poznawać wieczory jak matkę po krokach.

Mogę być znów wygnańcem i pielgrzymem ciszy

chodzić po obcych krajach rozpylonych w morzu

i ciepło widzieć w gwiazdach – ostrych błyskach noża.

Patrzeć gdy nowy powrót jak codzienność przyszedł.

W letni wieczór chabrowy gdy ziemia mnie boli

kiedy echo mi zagra wielobarwny slogan

znowu stanę jak dziecko twarzą na wprost Boga:

pić potoczysty błękit z lazurowych dolin.