Westchnienie

Deszczu srebrne gałązki rosną

jak gotyckich krużganków motyl,

ptaki dzwonki zielone niosą

na przejrzystych wstążeczkach lotu.

jeden uśmiech dziecinnych lądów

błękitniejszy mi jest niż woda,

bo mnie żłobi niedobra mądrość,

bo się kończy nieżywa młodość.

Kurant jeszcze z pnącej się wieży,

wzgórz zielonych faluje dywan

i poznaję miasto w obłokach,

nie wiem tylko, jak się nazywa.

Z tych wysokich przelotów we śnie

ludzie mali byli jak kwiaty.

Przebudzone o śmierć za wcześnie,

o, rzeźbione w kolorach światy!

Norymbergi, o Awiniony,

rączką dziecka rzeźbione w ciszy,

jeszcze sobie szum wasz przypomnę,

bo za rok już go nie usłyszę.