Rzęsa

W starym, zapuszczonym parku

Stałem nad stawem

Pokrytym grubym kożuchem rzęsy.

Myśląc,

Że woda była tu kiedyś przejrzysta

I dziś by być taka powinna.

Podjętą z ziemi suchą gałęzią

Zacząłem zgarniać zieloną patynę

I odprowadzać do odpływu.

 

Zastał mnie przy tym zajęciu

Mędrzec spokojny

O czole myślą rozciętym

I rzekł z łagodnym uśmiechem

Pobłażliwego wyrzutu:

“Nie żal ci czasu?

Każda chwila jest kroplą wieczności,

Życie mgnieniem jej oka.

Tyle jest spraw arcyważnych”.

 

Odszedłem zawstydzony

I przez dzień cały myslałem

O życiu i o śmierci,

O Sokratesie

I niesmiertelności duszy,

O piramidach i pszenicy egipskiej,

O rzymskim Forum i księżycu,

O mamucie i wieży Eiffla…

Ale nic z tego nie wyszło.

 

Wróciwszy nazajutrz

Na to samo miejsce,

Ujrzałem nad stawem,

Pokrytym grubym, zielonym kożuchem,

Mędrca z czołem wygładzonym,

Który spokojnie,

Porzuconą przeze mnie gałęzią,

Zgarniał z powierzchni wody rzęsę 

I odprowadzał do odpływu.

 

Wkolo szumiały cicho drzewa,

W gałęziach śpiewały ptaki.