Na obczyźnie

Taką mi wioskę wymaluj w dolinie, 

Od zbóż wesołą, a od jodeł smutną… 

Niechaj się cala chowa w jarzębinie, 

Niech na jej łąkach siwe leży płótno, 

Niech przez staw ciche rzucają się tęcze, 

Rozbite skrzelką, co tryska z wód głębi, 

Niech nad nią chmurka trzepoce gołębi, 

I puchy kwietne, i nitki pajęcze… 

I w takież skiby głębokie puść rolę, 

I daj po bruzdach te maczki jaskrawe, 

I w sznur wyciągnij nad drogą topole, 

I mgłę rzuć srebrną na łąki, na trawę… 

I niech tak idą rozgłośne po łanie 

Dzwonki jałowic i z biczów klaskanie, 

Niechaj tak wierzby dumają u strugi, 

Cień przedzachodni rzucając i długi, 

I taką cichą błękitność daj wkoło, 

I pełne gwarów powietrze zrób ptaszych. 

I taki tuman na gór połóż czoło… 

A tylko ludzi zrób – naszych.